Na początek zajechaliśmy do Jaskini Raj, gdzie mieliśmy zrobioną i opłaconą rezerwację. Trasa z Warszawy 203 km zajęła niewiele ponad 2 godziny.
Ilość osób i czas wejść do jaskini są ściśle przestrzegane przez obsługę. Na miejscu w kasie można nabyć bilety, ale tylko w ramach wolnych miejsc. Więc jesli ktoś chce mieć pewność, że dostanie bilety lepiej je zarezerwować. Ceny biletów i godziny otwarcia jaskini jak również możliwość rezerwacji wizyty są dostępne przez stronę internetową. Parking płatny 5 zł za cały dzień.
Rezerwację mieliśmy na 12:30, ale udało nam się dojechać na miejsce ponad godzinę wcześniej. W kasie przy odbiorze biletów bez problemu zmieniliśmy godzinę wejścia na wcześniejszą - udało się zapewne dlatego, że to jeszcze nie sezon.
Czas zwiedzania jaskini to jakieś 40 min, podczas których pani przewodniczka bardzo ciekawie opowiadała o odkryciu jaskini i historii powstania tego miejsca. Pokazywała również zwierzęta mieszkające w jaskini; pająki, ślimaki czy śpiące nietoperze. Zdjęć niestety nie można robić.
Jadąc do jaskini, z drogi widzieliśmy ruiny zamku w Chęcinach. Co prawda nie mieliśmy w planach jego zwiedzania, ale grzechem byłoby nie skorzystać, mając go na wyciągnięcie ręki.
Powiem szczerze, z drogi nie wywarł na mnie żadnego wrażenia. Ot, 3 kominy i kawałek muru. Ale już dużo lepiej, ruiny prezentują się z miejscowości Chęciny, gdzie parkowaliśmy bezpłatnie koło rynku.
Do kas zamku prowadzi krótka, ale dość stroma ścieżka.
Wejście na ruiny jest płatne i widać że ktoś dba o miejsce, powstają miejsca do spoczynku i niewielkie budki gastronomiczne i pamiątkowe.
Z góry rozpościera się cudowny widok na Chęciny
i całą okolicę
Udostępnione do zwiedzania są dwie dwie wieże, z których rozpościera się śliczny widok
Na dziedzińcu jest równie urokliwie
Wyszliśmy z zamku z zupełnie z innej strony, niż weszliśmy i do miasta zeszliśmy nieoznakowaną drogą.
Na chęcińskim ryneczku, tuż obok ratusza, skusiła nas słodkim zapachem naleśników i gofrów Caffe Latarenka.
Wnętrze nawiązuje do lat 20-tych ubiegłego wieku, a w karcie królują naleśniki wytrawne i na słodko oraz gofry i napoje. Ceny przystępne, wiec wszyscy skusiliśmy się na kawkę i naleśniki.
O ile kawa została podana dość szybko, tak na naleśniki sobie poczekaliśmy. Nie wiem jak to się dzieje, ale w ciągu 15 min (z zegarkiem w ręku) jest wydawany jeden naleśnik. Nie ważne, że złożyliśmy jedno zamówienie na stolik Każdy z nas dostał talerz oddzielnie i każdy dokładnie w 15 minutowym odstępie. Fenomen :) Jak się komuś nie spieszy - to polecam, bo pyszne i świeże. Ale najpierw trzeba trochę cierpliwości nabyć.
Kolejne 80 km prowadzi nas do Zamku Krzyżtopór. Parking wkoło zamku bezpłatny, a wejście symboliczne 10 zł za osobę.
Już z drogi widać wielkość posiadłości
Zamek budowany w latach 1627–1644, nigdy nie został ukończony. Historia jego powstania również nie jest do końca znana. Być może dlatego, wokoło zamku narosło wiele legend.
Jedna z nich nawiązuje do symboliki kalendarza, zgodnie z którą posiadłość ma:
- 4 baszty - odpowiadające liczbie kwartałów /pór roku,
- 12 dużych sal - tyle, co w roku miesięcy
- 52 komnaty - tyle, co tygodni w roku,
- 365 okien - tyle, co dni w roku kalendarzowym.
Dla dociekliwych jest trochę historii
A dla ciekawskich spacerek po ruinach zamku.
Poniżej korytarze gospodarcze gdzieś w zakamarkach ruin
Oto jedna z sal balowych
Początkowo chciałam policzyć ilość otworów okiennych, ale szybko zrezygnowałam. No bo jak to policzyć???
Z zewnątrz zamek wygląda bardzo okazale
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz