W sobotę przed godz. 11:00 parkujemy u chłopa na polu za 10 zł. Niestety darmowy parking, na którym mieści się około 500 aut był już zajęty.
Kolejny krok to zakup karnetów. Pod orczykiem i pod krzesełkiem ludzi sporo. Decydujemy się na wjazdy jednorazowe, bo te czasowe, to nie są jak w większości miejsc na 2 czy 4 godziny tylko od 9-13:30 i od 13-17:30, a późniejsze to już nas nie interesowały.
Na miejscu jest zaplecze hotelowo-barowo-restauracyjne. Weekendowa cena za łóżko to 60 zł, a łóżko ze śniadaniem 85 zł. Ceny obiadowe raczej standardowe, przykładowo kotlet z kurzącego biusta z frytkami i marną surówką 25 zł, kluchy z łososiem i szpinakiem 24 zł, spaghetti carbonara 19 zł. Obok jest też grill, gdzie można zamówić karkówkę, kiełbaskę czy kaszankę. Grzane pifko 8 zł, a grzane winko 6 zł 😉
Tak się rozszalałam, że zamiast wysiadać z krzesełka, nadal walczyłam z aparatem i plecakiem. Oczywiście wszyscy już wysiedli a ja nadal na krzesełku, które zaczęło się wznosić coraz wyżej. Miałam sekundę na decyzję, czy wrócić na krzesełku na dół, czy skakać. ….
Jako, że to moje początki w skokach narciarskich, to bardzo elegancko wylądowałam na pośladku 😓
Zabolało, ale nie zniechęciło mnie to do dalszego focenia 🙂
Widok na stok i budynek hotelowo-restauracyjno-barowo-kasowy, a w tle pełny parking.
Stok całkiem przyjemny troszkę bardziej stromy i chyba ciut dłuższy niż na Sabacie.
Dobry na rozruszanie przed feriami. Wyznaczone jest również miejsce na zjazdy na sankach.
Niestety podczas jednego ze zjazdów napadł na mnie od tyłu jakiś młodzian i zaliczyłam kolejne zetknięcie z lodem. Tym razem dużo bardziej bolesne 😠 Wściekła, jak cholera musiałam się jeszcze wdrapać po nartę, która mi się wypięła. Rozwścieczona wpiłam się w dechę i chciałam, jak najszybciej zjechać i pocieszyć się jakimś grzańcem. Jednak złość nie tylko piękności szkodzi. Po chwili leżałam po raz kolejny, katując sobie zadek dokładnie w tym samym miejscu po raz trzeci 😢 Oj zapiekło! Ledwo wstałam i już wiedziałam, że dla mnie to koniec jazdy. Narty do kąta, a mi pozostało grzane piwko na pociechę i obserwowanie innych.
Powiem, Wam, że ruch na górce wcale nie zmalał nawet po zachodzie słonka. Nadal tworzyły się spore kolejki do orczyka i krzesełka.
PS. W efekcie upadków, piszę relację siedząc na zwolnieniu lekarskim. A właściwie leżąc, bo siedzieć nie mogę 😃
Sport to zdrowie!👍