czwartek, 4 czerwca 2015

Czerwcowe Trójmiasto - dzień 1 - Jelitkowo i Sopot

Zapowiedź pięknej pogody na długi weekend czerwcowy skłoniła mnie do obrania drogi na północ.
To nic, że prawie wszystkim znane, że tak oklepane, ale jednak nasze, urocze Pomorze. Zapraszam na fotorelację  moim okiem po Trójmieście.
Mieszkaliśmy w Jelitkowie w bardzo spokojnej i willowej części Gdańska.

Pokój sam w sobie ogromnego wrażenia nie robił, najbardziej mnie zadziwiły drzwi wejściowe (to te białe po lewej), z czystością też mogłoby być lepiej,ale nie było najgorzej.



  
Największą zaletą tej kwatery było miejsce - miasto czego się zupełnie nie czuło no i odległość od plaży. Przejście prze ulice i par i już można było brodzić w piasku.

A plaża śliczna i szeroka.
Na prawo Gdańsk, a na lewo Sopot do którego zmierzamy plażą. Trochę wieje ale pogoda MEGA, jak na polskie morze. Tylko jedna chmurka :)




Coraz bliżej molo













Dokładnie na przeciwko molo postawiono wielki hotel z restauracją. Z zewnątrz prezentuje się pięknie. 10 lat temu go nie było z tego co pamiętam
Wejście na molo jest płatne i kosztuje 7,5 zł za osobę dorosłą , ale są też bilety ulgowe i rodzinne.
Molo składa się z części lądowej i drewnianej na wodzie.
Część na ladzie to plac, tzw. Skwer Kuracyjny













A przed nami wejście na część drewnianą

 
a potem długaśny, bardzo przyjemny spacer
 


pokład dolny













Nie będę przynudzała o historii sopockiego mola, ale polecam oficjalną stronę.



Tej przystani jachtów również tu nie było, kiedy ostatni raz byłam w Sopocie. Fajnie, że molo się rozbudowuje


Na monciaku jak zwykle full ludzi.


Upsss dopiero po zrobieniu zdjęcia zobaczyłam że był zakaz :)

Opuszczamy kurort i nadmorskim deptakiem kiierujemy się w stronę Gdańska.
Przy deptaku łączącym Sopot z Gdańskiem mijamy knajpkę, którą bardzo polecała koleżanka z pomorza. Podobno tutaj - Bar Przystań - można zjeść najlepszą rybkę.

Jak się okazało po degustacji, dla mnie miejsce mocno przereklamowane. Godzina stania w kolejce po rybkę, oddzielna i podobnie długa kolejka po napoje i dosłownie polowanie na stolik nie zadośćuczyniły smakiem rybki. Była dobra i świeża, ale jak to się mówi „dupy nie urywa”.

Zwieńczeniem fajnego spaceru był przecudny zachód słońca. To nic, że niebo nie chowało się w wodach morza. Plaża  opustoszała, fale delikatnie uderzały o brzeg, było błogo i bardzo klimatycznie ...








1 komentarz:

  1. Oj Sisterka, za ten zachód słońca i nasz Bałtyk z plażami, dałabym się pokroić. Cudnie!!!

    OdpowiedzUsuń