Temperatura w okolicy Mszany Dolnej skutecznie wyleczyła mnie z mrzonek o jakichkolwiek zjazdach. Chyba że po trawie :)
Pokój „U Gosi” na ulicy Pod Sadami, całkiem ok. Całkiem sporych rozmiarów ze standardowym wyposażeniem łazienka, TV, jakaś zastawa kuchenna i mikrofalówka. Jedyną porażka tego miejsca było prześcieradło. Takie zwykłe jak dawniej, bez gumki, które przy każdym ruchu na łóżku się ściągało. Wynajmowane są tylko 2 pokoje, do których prowadzi oddzielne wejście. Problemem może się okazać konieczność suszenia sprzętu narciarskiego, którego nie ma gdzie ustawić.
Po rozpakowaniu łachów fundujemy sobie bardzo przyjemny spacerek nad Grajcarkiem w stronę centrum.
Oczywiście najbardziej nas ciekawi, czy działa kolejka na Palenicę. Krzesełka ku uciesze mknęły w górę, a i trasy widać jak na dłoni. I nawet kilku ludków na trasie wypatrzyliśmy.
Niedaleko naszego lokum pierwszego dnia namierzyliśmy Karczmę u Polowacy i polecam ją bardzo gorąco!
Żarcie pycha a porcje wielgaśne, czasem nie do przejedzenia. Niekiedy do kotleta przyśpiewuje góralska kapela.
i serwują najpyszniejszą szarlotkę na ciepło z lodami
Pokrzepieni widokiem śniegu kolejnego dnia zaliczamy stok w Jaworkach (Arena Narcirska), który nie przypadł nam szczególnie do gustu. Dlatego kolejnego dnia zaliczyliśmy stok Polana Sosny w Niedzicy. Stok wyglądał fajnie na zdjęciach, ale za cholerę nie mogłam wyhamować na dole przed bramkami. Taka ze mnie "dobra narciarka" :) ale TYM razem to pewnie wina lejącego deszczu. :)
Daliśmy sobie spokój z nartami na ten dzień i postanowiliśmy po raz kolejny zobaczyć zaporę i zamek w Niedzicy.
W dole Cafe Turbinka, a w tle stok w Niedzicy - Polana Sosny
Deszcz lał straszliwie, i tylko taka pociecha z niego, że utworzyła się śliczna tęcza.
Ponieważ pogoda nas nie rozpieszczała, zrodził się szatański plan odwiedzenia Zakopanego. I po co myśmy się tam pchali?
No dobra w drodze do Zakopca widoczki były obłędne
Ale potem to już porażka - Korek na wjeździe, korek na wyjeździe, a na Krupówkach tłum, jak by pół Polski wylazło właśnie na tą jedną ulicę. Wrrrr…. Wyjeżdżałam wściekła jak cholera.
Nabyliśmy oscypki na bazarku,
przeszliśmy się Krupówkami i zobaczyliśmy największy na świecie śnieżny labirynt
Czy on była naprawdę największy? ciężko wyczuć.
Koniec końców Nad Szczawnicą przestało padać, wiec postanowiliśmy sprawdzić czym pachnie Palenica i Szafranówka i zakosztować białego puchu na prawie 2 kilometrowej, rodzinnej trasie.
Jak się okazało, najbliższy stok najbardziej przypadł nam do gustu:)
i bardzo chętnie spędziliśmy tam kolejne dni pobytu w Szczawnicy.
Za chwilę dowiozą śniegu - idzie nawałnica :)
Wdrapaliśmy się również do uzdrowiskowej części Szczawnicy, po widoki
i aby pochłonąć obiad w polecanej nam restauracji. Oczywiście akurat TEGO dnie była nieczynna :(
Wiec tylko podziwialiśmy obiekt i głodni pognaliśmy do naszej ulubionej knajpki u Polowacy.
Ostatecznie nie udał się wypad w góry, za to codziennie byliśmy na nartach, co wydawało się zupełną abstrakcją na początku pobytu :)
Tydzień zleciał nie wiadomo kiedy i już trzeba było żegnać pienińskie niebo i wracać do rzeczywistości
Koniecznie muszę tu wrócić latem. Plan już mam, tylko trzeba go wdrożyć :)
ładne widoczki i cenne rady :) dodałbym tylko jeszcze selfie żmii :)
OdpowiedzUsuńNo coś Ty! Żmija ma za krótkie odnóża, żeby robić selfie :)
OdpowiedzUsuń