niedziela, 16 listopada 2014

Kolorowa jesień w bieszczadach - zapora w Solinie - dzień 2

Wczoraj do hotelu dotarliśmy po zmroku, wiec widoczków nie było widać. Za to rano, obudził nas piękny wschód słońca. Oto widok z hotelowego balkonu

Cisza, spokój, relaks w saunie, jacuzzi  i basen - to plan na następne dni długiego listopadowego weekendu. Chwilę po śniadaniu, w ramach wykupionego pakietu mamy prywatną kąpiel w jacuzzi.
Kapeli w płatkach róż przy świecach - rewelacja. Jednak pod koniec, już nam się trochę nudzi - my chyba nie ten typ ludzi. Biegniemy na basen schłodzić się po gorącej kąpieli.
Basen też właściwie mamy tylko dla siebie. Jednak, po ok. 20 minutach stwierdzamy, że my nie foki, żeby się tyle się moczyć.
Bierzemy rowery i ruszamy nad Solinę, na koniec cypla w Polańczyku. Jest pochmurno, ale bardzo ciepło jak na listopad. Jedziemy w samych bluzach




 Nowo wybudowana amfiteatr za pieniądze z Unii. Stojąc na scenie fantastycznie niósł się głos.

Coraz częściej zza chmur wychodzi słoneczko, wiec pakujemy się w autko i ruszamy do Soliny na zaporę.
Zapora w Solinie jest największą i najwyższą w Polsce zaporą wodną o długości 664 m, wysokości 82 m i objętości betonu 760 000 m3. Zbiornik ma powierzchnię ok. 22 km² i największą w Polsce pojemność 472 mln m³. Zbudowano ją w latach 1960 – 1968 i uruchomiono w 1968 r.
Jest tak cieplutko, że idziemy w krótkich rękawkach. Musze przyznać, że jeszcze żadnego listopada nie chodziłam w bluzie, nie mówiąc już o krótkim rękawie. Normalna pora na kurtkę, a tu na termometrze 20 stopni!













Następnie jedziemy w kierunku zapory w Myczkowcach. Jezioro Myczkowieckie, pełni funkcję zbiornika wyrównawczego dla elektrowni wodnej w Solinie.Zapora jest dużo mniejsza, niż zapora w Solinie.
Całkowita długość ziemnej zapory wynosi 386 m, wysokości 17,5m i objętość betonu 216 tys. m3

Zaporę w Myczkowcach wybudowano w latach 1955-60 i oddano do użytku w 1961 r., czyli 7 lat przed uruchomieniem elektrowni w Solinie.
Widok z zapory na rzekę.
I urocza okolica

Jedziemy dalej w kierunku Leska zobaczyć Kamień Leski
oraz Synagogę Żydowską i Kirkut założony w XVI w. - jeden z najstarszych zachowanych cmentarzy żydowskich w Europie. Parkujemy w okolicy cmentarza i okazuje się, że brama jest opasana łańcuchem i zamknięta na kłódkę. Nagle, nie wiadomo skąd, pojawia się jakiś człowiek, który oferuje otwarcie kłódki za opłatą. Ja jestem chętna, bo targa mną ciekawość, ale ślubna połówka podnosi bunt, że za zwiedzanie cmentarzy, to się w Polsce jeszcze nie płaci. Tym razem ulegam i w ramach osłody jedziemy do cukierni "Słodki Domek", o którym się naczytałam w necie jeszcze przed wyjazdem. Cukiernia stoi prawie naprzeciwko Biedronki, tuż przy wjeździe do Leska od strony Sanoka.
Zapożyczam zdjęcie cukierni

Wybór słodkości ogromny, ludzi tak samo dużo, a przecież to nie sezon. Latem stoją tu chyba kolejki na parkingu.
Po deserku jest zbyt wcześnie, żeby wracać do hotelu i trochę zbyt późno, żeby się wypuścić gdzieś dalej.
Decydujemy się na poszukiwania średniowiecznego zamku Sobień.
Ruiny zamku Kmitów znajdują się na szczycie góry Sobień przy trasie pomiędzy miejscowością Załuż a Manasterzec (jadąc od Leska parking po lewej). Zamek został wzniesiony w 1340 roku przez króla Kazimierza Wielkiego. Dziś ruiny pełnią raczej funkcję tarasu widokowego, z którego można podziwiać piękne widoki na dolinę Sanu.
Nie wiem czemu, ale bawi mnie myśl, że kiedyś na tych terenach bawił sam Władysław Jagiełło, a teraz chodzimy my. Ciekawe, jak bardzo zmienił się charakter okolicy.







Coraz ciemniej, więc powoli wracamy do hotelu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz