niedziela, 1 maja 2016

Majówka w Paryżu - dzień 2 - Disneyland

O Disneylandzie napisano juz chyba wszystko,. Na ile krain się dzieli? co i w której krainie można zobaczyć?, jakie atrakcje zaliczyć? i  na czym koniecznie się się przejechać?, wiec nie będę powtarzała za tłumem.

Park w maju jest czynny od godz. 9:30, przy czym jeśli nie jesteśmy gośćmi hotelowymi Disneya, to z atrakcji parku możemy korzystać dopiero od godz. 10:00.
Bilety można zakupić poprzez stronę parku, jak również poprzez polską stronę Parkmania, gdzie oczywiście zaletą jest płatność w PLN.


Disneyland mnie trochę rozczarował. W porównaniu z innymi parkami rozrywki, jakie było mi dane odwiedzić Disneyland wypada blado. Jest mały powierzchniowo porównując w konkurencją. Bark wysokich i wykręconych kolejek. Podczas naszej obecności w parku, było dość mało osób, nie wiem czy powodem był 1 maja, czy lodowaty wiatr, czy generalny spadek turystów z powodów zagrożenia terrorystycznego. 
Ale miało to swoje dobre strony widoczne w braku kolejek do poszczególnych atrakcji. Najdłużej stałyśmy w kolejce do samochodzików ok pół godziny.

Ale w razie długaśnych kolejek można przy najbardziej obleganych atrakcjach wydrukować sobie fastpass. Polega to na tym, że do specjalnie oznaczonej maszyny zlokalizowanej w pobliżu wybranej atrakcji, wkłada się bilet wstępu do parku i po sekundzie wyskakuje bilet z przedziałem czasowym, w którym należy zgłosić się do oddzielnej kolejki. Fastpass pozwala na skorzystanie z danej atrakcji w konkretnym przedziale czasowym, ale bez konieczności odstania np. 2 godzin w normalnej kolejce. Przy długim oczekiwaniu pewnie warto z tego skorzystać. Podczas naszej wizyty nie było takiej konieczności, bo do najbardziej nas interesującej kolejki Space Mountain czekałyśmy maksymalnie 15 minut. 
Pozostałe fajne kolejki  Big Thunder Mountain I Peter Pan’s Flight były czasowo w remoncie :(


W krainie Advetureland, od której zaczęłyśmy zabawę pierwszą przejażdżkę zafundowałyśmy sobie kolejką Indiana Jones.

Plaża piratów była nieczynna :( Na Piratów z Karaibów nie poszłyśmy, bo można stamtąd wyjść mokrym, a wiał lodowaty wiatr.
Szybko wiec opuściłyśmy ten land na rzecz Discoveryland. 

Dość długo szukałyśmy Star Tours, która jak się okazało, będzie dostępna dopiero w 2017 r.
Zachwyciła nas Space Mountain, która już od początku wystrzeliwuje pasażerów w obłokach pary z pełną mocą w górę, aby potem pędzić w ciemnym kosmosie. 




Raz nawet udało się nam usiąść w pierwszym rzędzie, więc wrażenia pierwszorzędne!
Po ok. 20 min oczekiwania postrzelałyśmy laserem w Buzz Lightyear Laser Blast. 


Ponieważ zmalał do 30 min czas oczekiwania na samochodziki to grzecznie stanęłyśmy w kolejce.


Przez zamkowy dziedziniec, na którym pełno kramików z Disnejowskimi różnościami, 













Trafiłyśmy do dość spokojnej krainy Fantasyland. 


Zajrzałyśmy do labiryntu i domku Alicji. 



Pokręciłyśmy się na filiżankach

I stanęłyśmy w długaśnej kolejce w pawilonie księżniczek. Właściwie nie wiedziałyśmy, czego się spodziewać po dotarciu do mety. Trochę tu straciłyśmy czasu, a finalnie okazało się, że można wybrać żywą księżniczkę, z którą koniecznie „mała księżniczka” chce się zobaczyć, uściskać czy pogadać. Trafiłyśmy do Arielki.


Najbardziej jednak podobały się nam parady, jakie przechodziły przez park. Oczywiście najfajniejsza była główna parada o godz. 17:30.

 



Ceny w parku niestety potrafią zrujnować portfel. Przykładowo cena jedzenia 2 zestawów, na które składały się 2x sałatka warzywna, 2x pizza Royale (ala szynka, pieczarki, oliwki), 2x napój, 2x sałatka owocowa - 30 euro – smak bardzo przeciętny.
Pamiątki gadżety w licznych sklepikach kształtują się od 5,99 za breloczek,
Przez 13,99-16,99 za opaskę na włosy,
Czy figurki myszki Miki po 14,99,

Do 70-80 euro za sukienki księżniczek.

Po prawie 12 godz. w parku, wiem, że przeszłam każdy jego zakątek i park, jako atrakcja nie powalił mnie na kolana. Tylko ten różowy zameczek, niezmiennie wywołuje u mnie magię w serduchu :)
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz