sobota, 15 sierpnia 2015

Tajemnicze Góry Sowie - dzień 1 - Świdnica, Zamek Grodno i Sztolnie Walimskie

Tym razem postawiliśmy na Góry Sowie. Dość późno zdecydowaliśmy się na wyjazd weekendowy, wiec i zakres dostępnej oferty noclegowej był mocno ograniczony. Albo otrzymywałam oferty z cenami z kosmosu, albo oferty bez łazienki. No co jak co, ale kibelek w pokoju potrzebuję. Wybór padł na zajazd Hubert w Walimiu.


Jak się okazuje, pensjonat jest w remoncie. Oddanych do użytku jest tylko kilka pokoi. Pokoje nie zachwycają wyglądem, ani szczególną czystością. Ale nie pojechaliśmy tam siedzieć w pokoju, wiec się czepiać nie będę. Przed wyjazdem czytałam tez kilka pochlebnych opinii o serwowanym tam jedzeniu. Opinie chyba pisane przez rodzinę i znajomych. Owszem jedzenie zjadliwe, ale bez rewelacji. Ale żeby było sprawiedliwie, dodam, że ceny nie są wygórowane a porcje słuszne. Za to obsługa jak by nagle wyjęta z innej bajki - niemrawa i nikt nic nie wie! A i miejsce jest przyjazne zwierzakom.



Można przyjechać z psem czy kotem i zwierzak może się swobodnie poruszać po obiekcie, również po restauracji i kuchni.






Po drodze do Walimia zatrzymaliśmy się w Świdnicy. Pierwsze kroki kierujemy do Kościoła Pokoju. Jest to obiekt wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Ale nie to jest najważniejsze.

Kościół został wybudowany w latach 1656-57 i swoją bryłą zupełnie nie przypomina świątyni. O wielkości tego miejsca może świadczyć fakt, że świątynia mogła pomieścić 7 tyś. osób, z czego 3500 osób mogło siedzieć w ławkach ustawionych na parterze i 4 piętrach.

Do wyjątkowo cennych elementów wyposażenia kościoła należą jego ołtarz z 1752 roku i ambona.




Zachowały się również zabytkowe organy

oraz zabytkowa Chrzcielnica w Kościele Pokoju


Obok kościoła ustawione są tablice informacyjne


Zaglądamy jeszcze na ryneczek w Świdnicy na kawusię









Zaraz po zameldowaniu się w pokoju pędzimy do sztolni Walimskich. Najbliższe wejście jest za ok. 40 min. Zjeść w tym czasie nie zdążymy,  a szkoda czasu na czekanie. Jedziemy wiec do Zamku Grodno, zostawiając sztolnie walimskie na godz. 18:45 (ostatnie wejście).


Zamek położony jest na szczycie góry Choina (450 m n.p.m.) i można do niego dojść jedynie na piechotę. Szlak nie jest stromy i z parkingu pod górą idzie się ok. 15 min kamienistą drogą.



Obiekt można zwiedzać indywidualnie albo z przewodnikiem. Bilet normalny kosztuje 10 zł i nie ma znaczenia czy zwiedzamy sami czy z przewodnikiem.


My chwile posłuchaliśmy przewodnika, ale opowiadał wszystko to co można było przeczytać na mijanych tablicach informacyjnych. Więc bardzo szybko odłączyliśmy się od grupy. Zamek prawdopodobnie powstał w XIII w. i obecnie jest częściową ruiną, ma niewielkie rozmiary i posiada skromne zbiory malarstwa i mebli.















 

Za to piękne widoki na okolicę z zamkowej wieży.



 

Wokół zamku krążą legendy o wiernym psie i o pięknej Małgorzacie - polecam lekturze.






Szybko nam poszło zwiedzanie zamku, wiec kierujemy się od razu do Sztolni Walimskich. Bilety można nabyć bezpośrednio przed wejściem, a zwiedzanie jest możliwe tylko i wyłączenie z przewodnikiem. Tym razem nie będzie oszałamiających widoków, a raczej szokująca historia.
















Korytarze powstawały w latach 1943-45, jako tajny projekt Niemiec hitlerowskich, które najprawdopodobniej zamierzały umieścić tam część swojej produkcji broni.

Kompleks „Rzeczka” jest częścią większego projektu projektu "Riese" (Olbrzym).

Olbrzym nigdy nie został ukończony, a pozostałością jest szereg podziemnych korytarzy, bunkrów i budynków na zboczach Gór Sowich. W skład projektu „Riese” wchodzą  kompleksy budowli podziemnych i naziemnych: „Rzeczka”, „Jugowice Górne - Jawornik”, „Włodarz”, „Osówka”, „Soboń”, „Sokolec",  „Gontowa” i „Zamek Książ”.


Do zwiedzania z kompleksie „Rzeczka” udostępniona jest niewielka ok. 500 m część zimnych i wilgotnych korytarzy. Podczas zwiedzania zobaczyć można wartownię i eksponaty, np. telegrafów, czy broni oraz nieliczną dokumentację.
 













Oraz imponujących rozmiarów hale wydrążone w skale. Trudno wyobrazić sobie ogrom ludzkiego wysiłku, jaki został włożony w wydrążenie tych miejsc.



Podczas zwiedzania odtwarzane są efekty multimedialne imitujące nalot bombowy oraz pokazujące nieludzkie warunki pracy pracujących tam więźniów obozu koncentracyjnego Gross Rose. Ten ostatni jest szczególnie wstrząsający.

W czasie zwiedzania przewodnik zachęca do kupienia książki „Za drutami śmierci”, która jest pamiętnikiem jednego z więźniów, któremu udało się przetrwać te nieludzkie warunki. Można ją nabyć za 35 zł, w kasie biletowej, ale jest również dostępna w księgarni w Muzeum Gross-Rosen w Rogoźnicy za 20 zł. A za darmochę jest do ściągnięcia z chomika :)

Przed muzeum sztolni znajduje się ścieżka historyczno - informacyjna, pokazująca filie obozów Gross-Rosen w Górach Sowich.
















Oraz most Baileya - konstrukcja używaną przez saperów w czasie II wojny światowej.




















PS. 01.09.2015 r. - aktualnie głośno o rzekomo znalezionym na Dolnym Śląsku pociągu kryjącym, skarby i sekrety III Rzeszy. Qrcze, a może nieświadoma faktu, stąpałam po nim? :)
Jestem też po lekturze :Za drutami śmierci" - wstrząsające!, ale warte zapoznania się z pamiętnikiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz