niedziela, 13 października 2019

Barania Góra - szczyt w Beskidzie Śląskim

Po drodze do Wisła – Czarne, skąd ruszaliśmy na szczyt Baraniej Góry, ponownie zajechaliśmy na duży parking pod skocznią w Wiśle - Malince. Tym razem udało się wjechać krzesełkiem na wieżę skoczni narciarskiej.





Rajuśku, co Ci chłopcy sobie myślą zanim skoczą? I jak stalowe trzeba mieć nerwy? 😲

W Wiśle - Czarne zajęliśmy ostatnie miejsce na małym parkingu. Zapłaciliśmy 6 zł za cały dzień i asfaltową drogą ruszyliśmy wzdłuż Białej Wisełki. Na podój Baraniej Góry wybraliśmy szlak niebieski. Po ok. 40 minutach dość monotonnej wędrówki, za kolejnym mostkiem, w końcu weszliśmy na właściwy, czytaj bardziej górski szlak.




Po chwili mijamy wodospad Kaskady Rodła. Dalej idziemy po drodze pełnej kamieni, albo wystających korzeni. Szlak przez większą część drogi wiedzie przez las, wiec widoków raczej nie ma.



Dopiero ostatnia prosta do szczytu otwiera panoramy - w oddali widoczne Skrzyczne


Szlak na Barania Górę na całej długości bardzo łagodnie trawersuje zbocze góry. Byłam więc wielce zdziwiona, kiedy stanęliśmy u stóp wieży widokowej, ulokowanej na szczycie (1220 m). Zero trudności, zero zadyszki 😀 A przecież do drugi najwyższy szczyt Beskidu Śląskiego, niższy od Skrzycznego zaledwie o 37 metrów.















Wieża może nie jest urokliwa, ale pozwala na zobaczenie szerokich panoram i pasm górskich Polski, Czech i Słowacji. Dodatkowo do balustrady przytwierdzone są tablice z nazwami widocznych pagórów.


Na górze jest mnóstwo ludzi, ale na szczęście wierzchołek jest rozległy i każdy znajdzie sobie miejsce w odosobnieniu. Ja też znajduję sobie miejscówkę i patrzę w jedynym słusznym kierunku 💓💓💓.



Po około godzinie ruszamy tą samą drogą w dół.

Niestety droga powrotna nieco się nam przeciągnęła i trasę 24 km z Wisły do Szczyrku, wracaliśmy prawie 3 godziny. Najpierw napotkaliśmy korki na przebudowywanym rondzie w Wiśle, a potem nie wiedzieć skąd na wjeździe do Szczyrku.
Ostatecznie ponownie zawitaliśmy do restauracji Green Pub Sjesta, aby dalej delektować się smakami Meksyku. Nie zawiedliśmy się i bardzo polecamy tamtejsze jedzonko 😋


     



sobota, 12 października 2019

Korona Gór Polski - Beskid Śląski - Skrzyczne

Rano stwierdziliśmy brak zakwasów, więc bez nie było wymówek  do wyjścia w góry 😁  Jeszcze wieczorem gospodyni namawiała nas na skorzystanie z kolejki Szczyrk Mountain Resort i podjechanie do stacji pośredniej, aby potem już wędrowanie granią, z rozległymi widokami. Zaparłam się pazurkami, że ja wchodzę i nie skorzystam z żadnej kolejki. Tak się złożyło, że jak wyszliśmy poza teren ośrodka, zobaczyliśmy, że kolejka nie kursuje. Rad nie rad, ruszyliśmy w stronę Hali Skrzyczeńskiej, która dość prężnie pięła się miedzy domostwami pod górę.

Dalej szlak prowadził w lesie, ale można też wdrapywać się nartostradą, która to drogę wybraliśmy. I wtedy dało się odczuć porywisty wiatr,  przyczynę, czemu nie kursowały wagoniki. Początkowo się ucieszyłam z tego wiatru i niedziałającej kolejki (nie było podwózki), ale późniejsza walka z wiatrem, już mnie tak nie radowała 😕  A wiało potężnie, momentami wręcz zatrzymywało mnie w miejscu, że nie dało się zrobić kroku naprzód. Nie przewracało, jak na Babiej Górze w zeszłym roku, ale przedmuchało nas doskonale, kiedy szliśmy granią.

Dość szybko osiągnęliśmy Halę Skrzyczeńską z nowo budowanym zapleczem turystycznym,














Minęliśmy zbiornik wody na hali i wzdłuż wyciągu powędrowaliśmy dalej.

W pewnym momencie zboczyliśmy ze ścieżki idącej wzdłuż wyciągu i wyszliśmy na piękną nartostradę, łagodnie pnącą się do Zbójnickiej Kopy.














Im wyżej tym widoki stawały się coraz piękniejsze, ale ja nerwowo rozglądam się za moim najukochańszym widokiem. I oto są na horyzoncie  😍

Spokojnym tempem wspinaliśmy się dalej w stronę widocznego masztu. Na szczycie wiało niemiłosiernie.


Trochę musiałam pobłądzić, aby znaleźć szczytową tabliczkę, ale oto jest! kolejny pagórek KGP jest mój 😍
Zeszliśmy do schroniska, ale w środku nie dało się wcisnąć igły. Usiedliśmy na tarasie i podziwialiśmy widoki na jezioro Żywieckie i okoliczne pagóry















Długo się nie dało wysiedzieć na tarasie, przez ten wiatr. Ale było południe i zaczęliśmy się zastanawiać, co zrobić z pozostałą częścią dnia. Uradziliśmy, że schodzimy w dół, w jakiejś knajpce usiądziemy na pifko, coś przegryziemy i pójdziemy w stronę Klimczoka, a nóż i jego zaliczymy tego samego dnia. No, a przynajmniej podejdziemy do Chaty Wuja Toma 😉
Wdrapaliśmy się jeszcze na tarasik widokowy tuż przy wyciągu, a następnie, ruszyliśmy w dół za kolorem zielonym.


Początkowo trasa wiodła nartostradą, a dopiero później skręciła w las






Ok godz. 13 byliśmy już na dole w meksykańskiej restauracji Green Pub Sjesta.

Wiatr prawie całkiem ustał, wiec usiedliśmy przy stoliku na zewnątrz. Zamówiliśmy po piwku i dużą pizzę Fresher, jakąś nowość. Siedziało się nam wyśmienicie, pizza okazała się pyszna, piwko było zimne, a słonko bardzo mocno grzało nam w dzioby 😍 Żyć nie umierać! 😁



Było tak miło, że zamówiliśmy po drugim piwku (chciałam po szkocku z syropem klonowym i whisky, ale taką serwują tylko zimą, (choć w karcie była) i szybko zapomnieliśmy o szalonym pomyśle wejścia na Klimczok 😄 Główną drogą Szczyrku wracaliśmy do pensjonatu, i wracaliśmy, i nadal szliśmy... okazało się że przeszliśmy kolejne prawie 3 km 😏















Nocą, z pokoju obserwowaliśmy wędrówkę księżyca na nocnym niebie 😃