sobota, 12 października 2019

Korona Gór Polski - Beskid Śląski - Skrzyczne

Rano stwierdziliśmy brak zakwasów, więc bez nie było wymówek  do wyjścia w góry 😁  Jeszcze wieczorem gospodyni namawiała nas na skorzystanie z kolejki Szczyrk Mountain Resort i podjechanie do stacji pośredniej, aby potem już wędrowanie granią, z rozległymi widokami. Zaparłam się pazurkami, że ja wchodzę i nie skorzystam z żadnej kolejki. Tak się złożyło, że jak wyszliśmy poza teren ośrodka, zobaczyliśmy, że kolejka nie kursuje. Rad nie rad, ruszyliśmy w stronę Hali Skrzyczeńskiej, która dość prężnie pięła się miedzy domostwami pod górę.

Dalej szlak prowadził w lesie, ale można też wdrapywać się nartostradą, która to drogę wybraliśmy. I wtedy dało się odczuć porywisty wiatr,  przyczynę, czemu nie kursowały wagoniki. Początkowo się ucieszyłam z tego wiatru i niedziałającej kolejki (nie było podwózki), ale późniejsza walka z wiatrem, już mnie tak nie radowała 😕  A wiało potężnie, momentami wręcz zatrzymywało mnie w miejscu, że nie dało się zrobić kroku naprzód. Nie przewracało, jak na Babiej Górze w zeszłym roku, ale przedmuchało nas doskonale, kiedy szliśmy granią.

Dość szybko osiągnęliśmy Halę Skrzyczeńską z nowo budowanym zapleczem turystycznym,














Minęliśmy zbiornik wody na hali i wzdłuż wyciągu powędrowaliśmy dalej.

W pewnym momencie zboczyliśmy ze ścieżki idącej wzdłuż wyciągu i wyszliśmy na piękną nartostradę, łagodnie pnącą się do Zbójnickiej Kopy.














Im wyżej tym widoki stawały się coraz piękniejsze, ale ja nerwowo rozglądam się za moim najukochańszym widokiem. I oto są na horyzoncie  😍

Spokojnym tempem wspinaliśmy się dalej w stronę widocznego masztu. Na szczycie wiało niemiłosiernie.


Trochę musiałam pobłądzić, aby znaleźć szczytową tabliczkę, ale oto jest! kolejny pagórek KGP jest mój 😍
Zeszliśmy do schroniska, ale w środku nie dało się wcisnąć igły. Usiedliśmy na tarasie i podziwialiśmy widoki na jezioro Żywieckie i okoliczne pagóry















Długo się nie dało wysiedzieć na tarasie, przez ten wiatr. Ale było południe i zaczęliśmy się zastanawiać, co zrobić z pozostałą częścią dnia. Uradziliśmy, że schodzimy w dół, w jakiejś knajpce usiądziemy na pifko, coś przegryziemy i pójdziemy w stronę Klimczoka, a nóż i jego zaliczymy tego samego dnia. No, a przynajmniej podejdziemy do Chaty Wuja Toma 😉
Wdrapaliśmy się jeszcze na tarasik widokowy tuż przy wyciągu, a następnie, ruszyliśmy w dół za kolorem zielonym.


Początkowo trasa wiodła nartostradą, a dopiero później skręciła w las






Ok godz. 13 byliśmy już na dole w meksykańskiej restauracji Green Pub Sjesta.

Wiatr prawie całkiem ustał, wiec usiedliśmy przy stoliku na zewnątrz. Zamówiliśmy po piwku i dużą pizzę Fresher, jakąś nowość. Siedziało się nam wyśmienicie, pizza okazała się pyszna, piwko było zimne, a słonko bardzo mocno grzało nam w dzioby 😍 Żyć nie umierać! 😁



Było tak miło, że zamówiliśmy po drugim piwku (chciałam po szkocku z syropem klonowym i whisky, ale taką serwują tylko zimą, (choć w karcie była) i szybko zapomnieliśmy o szalonym pomyśle wejścia na Klimczok 😄 Główną drogą Szczyrku wracaliśmy do pensjonatu, i wracaliśmy, i nadal szliśmy... okazało się że przeszliśmy kolejne prawie 3 km 😏















Nocą, z pokoju obserwowaliśmy wędrówkę księżyca na nocnym niebie 😃


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz