Dalej szlak prowadził w lesie, ale można też wdrapywać się nartostradą, która to drogę wybraliśmy. I wtedy dało się odczuć porywisty wiatr, przyczynę, czemu nie kursowały wagoniki. Początkowo się ucieszyłam z tego wiatru i niedziałającej kolejki (nie było podwózki), ale późniejsza walka z wiatrem, już mnie tak nie radowała 😕 A wiało potężnie, momentami wręcz zatrzymywało mnie w miejscu, że nie dało się zrobić kroku naprzód. Nie przewracało, jak na Babiej Górze w zeszłym roku, ale przedmuchało nas doskonale, kiedy szliśmy granią.
Dość szybko osiągnęliśmy Halę Skrzyczeńską z nowo budowanym zapleczem turystycznym,
Minęliśmy zbiornik wody na hali i wzdłuż wyciągu powędrowaliśmy dalej.
W pewnym momencie zboczyliśmy ze ścieżki idącej wzdłuż wyciągu i wyszliśmy na piękną nartostradę, łagodnie pnącą się do Zbójnickiej Kopy.
Im wyżej tym widoki stawały się coraz piękniejsze, ale ja nerwowo rozglądam się za moim najukochańszym widokiem. I oto są na horyzoncie 😍
Spokojnym tempem wspinaliśmy się dalej w stronę widocznego masztu. Na szczycie wiało niemiłosiernie.
Trochę musiałam pobłądzić, aby znaleźć szczytową tabliczkę, ale oto jest! kolejny pagórek KGP jest mój 😍
Zeszliśmy do schroniska, ale w środku nie dało się wcisnąć igły. Usiedliśmy na tarasie i podziwialiśmy widoki na jezioro Żywieckie i okoliczne pagóry
Długo się nie dało wysiedzieć na tarasie, przez ten wiatr. Ale było południe i zaczęliśmy się zastanawiać, co zrobić z pozostałą częścią dnia. Uradziliśmy, że schodzimy w dół, w jakiejś knajpce usiądziemy na pifko, coś przegryziemy i pójdziemy w stronę Klimczoka, a nóż i jego zaliczymy tego samego dnia. No, a przynajmniej podejdziemy do Chaty Wuja Toma 😉
Wdrapaliśmy się jeszcze na tarasik widokowy tuż przy wyciągu, a następnie, ruszyliśmy w dół za kolorem zielonym.
Wiatr prawie całkiem ustał, wiec usiedliśmy przy stoliku na zewnątrz. Zamówiliśmy po piwku i dużą pizzę Fresher, jakąś nowość. Siedziało się nam wyśmienicie, pizza okazała się pyszna, piwko było zimne, a słonko bardzo mocno grzało nam w dzioby 😍 Żyć nie umierać! 😁
Było tak miło, że zamówiliśmy po drugim piwku (chciałam po szkocku z syropem klonowym i whisky, ale taką serwują tylko zimą, (choć w karcie była) i szybko zapomnieliśmy o szalonym pomyśle wejścia na Klimczok 😄 Główną drogą Szczyrku wracaliśmy do pensjonatu, i wracaliśmy, i nadal szliśmy... okazało się że przeszliśmy kolejne prawie 3 km 😏
Nocą, z pokoju obserwowaliśmy wędrówkę księżyca na nocnym niebie 😃
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz