W końcu doczekaliśmy się cudnej pogody. Chmurek mało, wiec jazda na wysokoalpejską trasę widokową Grossglockner
Do bramek mamy niecałe 22 km.
Do bramek mamy niecałe 22 km.
Przed
bramkami korek. Wjazd zamknięty, bo na trasie był wypadek.
No NIE!!!!!!!!!
To był punkt absolutnie obowiązkowy! Faktycznie krąży helikopter i pojechały 3 motory policyjne. Nie odpuszczę. Stoimy. Po ok. godzinie puszczają ruch.
Kupujemy bilety - 34,50 za auto
Wydaje się że będzie koszmar, bo zanim wszyscy w tym autokary się rozjadą, to się zejdzie. Ale nawet sprawnie to idzie, wiec migawka w ruch.
Widok na naszą trasę część przed nami i ta co już za nami
Dojeżdżamy do pierwszego parkingu, gdzie od drogi głównej odbiega trasa na Edelweissspitze.
No NIE!!!!!!!!!
To był punkt absolutnie obowiązkowy! Faktycznie krąży helikopter i pojechały 3 motory policyjne. Nie odpuszczę. Stoimy. Po ok. godzinie puszczają ruch.
Kupujemy bilety - 34,50 za auto
Wydaje się że będzie koszmar, bo zanim wszyscy w tym autokary się rozjadą, to się zejdzie. Ale nawet sprawnie to idzie, wiec migawka w ruch.
Widok na naszą trasę część przed nami i ta co już za nami
Dojeżdżamy do pierwszego parkingu, gdzie od drogi głównej odbiega trasa na Edelweissspitze.
Cykamy fotki na wszystkie strony, zachwycamy się widokami, ale w pewnym momencie widzimy, że parking dość mocno zapełnia się autami, motocyklami i autokarami. Klops. Dalej droga zamknięta.
Rozstawiają jakieś dmuchańce. Idziemy spytać policji, która kieruje wszystkich na parking ile czasu droga będzie zamknięta. Facet mówi coś niewyraźnie, że pół albo półtorej. Nie zrozumiałam. No to zostaliśmy uwięzieni na wysokości 2430 m n.p.m., jak barany w krótkich spodniach i rękawkach. A wiatr raczej ma lodowate podmuchy. Siadamy na przymusowej kawce i gorącej czekoladzie. Wyraźnie szykuje się tu jakiś maraton rowerowy.
Idziemy na spacer do kaplicy upamiętniającej tych, co zginęli podczas budowania drogi, którą bardzo chcemy przejechać, ale ciągle coś nam krzyżuje plany. Jesteśmy więźniami już ponad godzinę. Umieszczony na budynku termometr wskazuje 5,4 stopnia! Dobrze, że chociaż słonko dobrze grzeje na tej wysokości. (jak się wieczorem okaże zbyt dobrze słonko grzało, bo jesteśmy pospiekani na raka).
Idziemy też na taras widokowy, skąd widać najwyższy szczyt Austrii - Großglockner
I mijamy grupę sponsorów. Miedzy innymi mijamy Pana który rozdawał przechodniom kiełbaski 😍
i spotykamy Polaka z gadżetami CCC. Pytamy go, ile czasu trasa może być zamknięta. Mówi, że pierwszy kolarz będzie za jakieś 20-30 min. A ostatni za ok. godzinę. No to mamy przymusową krioterapię.
Wracamy na parking, wyjmujemy koc piknikowy z bagażnika i walimy się na trawie zajadając gratisowe kiełbaski. Widoki cudne, ale chciałabym jechać dalej.
W końcu pojawiają się pierwsi kolarze.
Nareszcie! Prawie 2,5 godziny jakoś zleciało i droga zostaje otwarta. W końcu towarzystwo z parkingu zaczyna się rozjeżdżać.
My też kierujemy się do przełęczy Hochtor. Zalega tu śnieg, wiec fotki obowiązkowe 😀
Przejeżdżając przez tunel zmieniamy Land Austrii i wjeżdżamy do Karyntii.
W końcu dojeżdżamy do ronda i obieramy drogę na Kaiser Franz-Josef i oto droga przed nami.
Stąd można w całości podziwiać najwyższą górę Austrii i lodowiec Pasterze wijący się u podnóża góry.
Strzelamy kilka fotek
i z powodu zimna uciekamy pooglądać wystawy, m.in. samochodów
Wracamy na parking i w drogę powrotną, bo przed nami ponad 50 km po wysoko alpejskiej, a potem 22 km do domu. Ale nie byłabym sobą, gdybym po drodze nie trzymała aparatu w ręku, wiec na koniec naście fotek z drogi powrotnej
Świetna relacja z Austrii. Wiem już gdzie warto pojechać jak mi Młoda podrośnie :)
OdpowiedzUsuńja dopiero zaczynam romans z Alpami, ale po pierwszym razie jestem zachwycona :)
OdpowiedzUsuń