sobota, 10 czerwca 2017

Grecja 2017 - Santorinii wulkan z pocztówek - rejs po kaledrze i powrót na Kretę

Wita mnie kolejny wschód słońca, na który znowu wstaję spontanicznie i zaraz potem zasypiam.

















Po śniadanku ruszamy do centrum. Musimy dostać się do starego portu, skąd wypłyniemy statkiem na rejs po kaledrze. Wybrałam 3 godzinny rejs za 20 euro/os, tak aby po południu zdążyć na prom powrotny na Kretę. Dla zainteresowanych są dłuższe i bardziej wypasione rejsy.

Do portu można dostać się na dwa sposoby - kolejką linową albo schodami w dół na piechotę lub na osiołku.


My schodzimy na piechotę i jest to droga dość ekstremalna z kilku powodów.
Po pierwsze niezliczona ilość schodów - schodziliśmy dość szybkim tempem 20 min od tabliczki w centrum, kierującej do starego portu.

Po drugie na drodze stoją osły i za nic nie chcą ustąpić drogi - trzeba się z nimi przepychać.
A po trzecie ilość oślich odchodów powala - przy temperaturze 30 stopni nie dość, że śmierdzi to jeszcze trzeba uważać, żeby się nie poślizgnąć. Zwłaszcza, że widoki zniewalają i z patrzeniem pod nogi jest problem.


















Szczęśliwie udaje się nam dotrzeć do portu i odnaleźć właściwy statek, który jest wypełniony do ostatniego miejsca.

Odpływamy, pozostawiając za sobą port i górującą nad portem Firę.



Przy takich bojach cumują statki wycieczkowe, które nie mogą
zarzucić kotwicy z powodu głębokości morza w tym miejscu

Po drodze mijamy wysepki, pokryte czarnymi jak smoła pokładami lawy.















Pierwszym programem wycieczki jest kąpiel w gorących źródłach na wysepce Palea Kameni, gdzie temperatura wody sięga 45 stopni. Aby dostać się do źródeł trzeba opuścić łajbę i dopłynąć wpław do źródeł. Taka atrakcja ma całkiem wielu zwolenników.




Ledwie mija 15 min i już kapitan statku, który jest jednocześnie przewodnikiem, nawołuje naszą grupę do powrotu. Odpływamy w kierunku najmłodszej wyspy Nea Kemeni, która wynurzyła się z morza podczas trzęsienia ziemi w 1770 r.
Kolejnym punktem wycieczki jest wspinaczka po czynnym wulkanie. Cumujemy w małym porcie na Nea Kameni. Aby wejść na wulkan trzeba uiścić opłatę 2,5 euro od osoby. 














Dalej wycieczka jest pędzona w dość szybkim tempie na górę do krateru. Tam przewodnik opowiada nieco o historii wybuchu, powstaniu kaldery i okolicznych wysepkach. Ze szczytu wulkanu doskonale widać wielkość historycznej wyspy.



Główny krater wulkanu

Wydobywające się dymki i opary siarki, przypominają, że we wnętrzu góry znajduje się wciąż aktywny sejsmicznie krater wulkan. Zresztą wystarczy zagrzebać ręką trochę głębiej, aby wydobyć parzące ręce kamienie. Pewnie dlatego krajobraz wyspy jest iście księżycowy. Wszędzie ogromne rumowiska kamiennej lawy.





W te Fira
W oddali Oia


Po wulkanie da się przejść w twardszych klapkach, jednak polecałabym bardziej stosowne obuwie.
I koniecznie butelka wody, bo nie kupimy jej ani na wyspie ani na statku, a na wyspie nie ma szansy na schronienie przed słońcem.



3 godzinki  mijają bardzo szybko i już czas wracać do portu















Po porannych doświadczeniach, na górę wracamy kolejką linową. Bilet kosztuje 6 euro w jedną stronę.

Odbieramy bagaże z hotelu i na promowisko zawozi nas gratisowy transport hotelowy





Ostatnie chwile spędzamy w portowej tawernie, przy najdroższym piwie, jakie dotąd piłam. Żal mi stąd odjeżdżać ale wiem, że widziałam wszystko, co chciałam zobaczyć. A nawet takie cudo 😉

Wyspa jest niezwykła. Niegdyś miała kształt owalny, ale potężny wybuch ok 3600 lat temu zmienił kształt wyspy i ostał się jedynie wąski półksiężyc lądu i kilka mniejszych wysepek. Większość historycznej wyspy rozerwana wybuchem zapadła się w morze, tworząc jedną z największych na świecie kalder, o średnicy 10 km.
Tu, gdzie teraz jest morze, kiedyś była wyspa
Wyspa zachwyca kontrastem białych domków na tle czarny zboczy wulkanu, kolorowymi plażami oraz głębokim odcieniem Morza Egejskiego.



Niektórzy uznają Santorini za mityczną Atlantydę, bogatą wyspę szczęścia, która na skutek katastrofy uległa zatopieniu. I wiecie co, dowodów nie ma, ale będąc tutaj można w to uwierzyć!
Podobno wyspę można objechać samochodem w kilka godzin, obejść pieszo w kilka dni, ale smakować w nieskończoność! - tak gdzieś przeczytałam i podpisuje się pod tym wszystkimi odnóżami!

Tym czasem czas odpływać z powrotem na Kretę.


Witamy Kretę














Tłum chętnych do wyjścia w porcie w Heraklionie 😊
Autko stoi w stanie nienaruszanym, a do kolejnego hotelu mamy 153 km w kierunku lotniska w Chanii, tam gdzie lądowaliśmy tydzień temu. Cała trasa wraz ze znalezieniem hotelu w pełnej ciemni zajęła nam 3 godziny 😏 Do dziś zastanawiam się jakim cudem trafiliśmy na miejsce? bez nawigacji, większej widoczności i praktycznie zerowego oznakowania na drodze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz