Najpierw jedziemy do typowo turystycznej miejscowości Kamari, aby coś zjeść. Po drodze mijamy pierwsze kościółki.
Kurort to właściwie plaża i promenada z niezliczoną ilością tawern i sklepików z pamiątkami.
Ceny w tawernach nie powalają na kolana, są podobne do tych na Krecie, wiec dziwi mnie wszechobecne przekonanie, że Santorini jest taka droga! 😲 Co więcej głupie ścierki kupiłam na Santorini o prawie euro taniej niż na Krecie
A w każdej tawernie zalegają sierściuchy 😄
Dalej odwiedzamy położone na wzgórzu Pyrgos, skąd widać całą wyspę.
Jeszcze przed miastem zatrzymujemy się w okolicy dwóch świątyń
W całym miasteczku jest chyba więcej kościołów niż mieszkańców! Co krok to świątynia.
Jedziemy dalej na południowy zachód wyspy, na czerwoną plażę.
Na miejscu ulewa zmusza nas do pozostania w aucie ok 10 min. A potem zaczyna wychodzić słońce i wszystko dookoła, zaczyna nabierać kolorów 😊
Mijamy kościółek pod skałą i idziemy w stronę czerwonej plaży.
Już na początku drogi tabliczka, że wstęp wzbroniony. Ale wszyscy idą. Aaaaa przypominam sobie, że znaki są umowne 😏 no wiec idziemy. Droga przypomina trochę drogę na Giewont w klapkach :) Ale dajemy radę 😁
Stąd wypływają stateczki na białą plażę, ale albo jest za późno, albo jeszcze nie sezon, albo pogoda nie taka, bo stateczków brak.
Zwijamy się na kolejną plażę - Vlichada Beach.
Jest już późno, wiec plaża jest prawie pusta. Niemniej klif jest zachwycający
Wszystkich miejsc, które dzisiaj odwiedziliśmy nie zobaczycie na jednodniowej wyciecze z Krety. Warto, czy nie - indywidualna sprawa 😃
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz